Kojarzysz strony internetowe, na których już po przeczytaniu pierwszych kilku zdań, w Twojej głowie zapala się “żółta lampka”? A gdy zaczynasz eksplorować je jeszcze bardziej – dochodzisz do wniosku, że “coś w nich nie gra”? Ich właściciele zazwyczaj próbują Ci wcisnąć „cudowne” szkolenia, “niezwykłe” techniki i narzędzia lub (o zgrozo!) – różnej maści podejrzane substancje mające poprawić Twoje wyniki lub postawić na nogi – już wiesz co.
Wiesz, co zazwyczaj łączy je wszystkie?
- Kiepski design, jakby powstawały w późnych latach 90tych lub tuż na początku 21 wieku. Jest to o tyle dziwne, że bardzo często oferują drogie produkty, jednak same sprawiają wrażenie, jakby były robione szybko i bardzo tanio.
- Dużo, ale tak naprawdę DUŻO tekstów. Właściwie tego typu strony składają się w 90% z liter, od czasu do czasu “poprzecinanych” lepszymi lub gorszymi grafikami.
- …i tak dziwnie skonstruowane nagłówki, w Których Każde Słowo Musi Zaczynać Się Z Wielkiej Litery 😉
Z racji tego, że znajdujesz się na blogu o copywritingu (i z pewnością udało Ci się przeczytać tytuł tego artykułu) – już wiesz, o czym będzie dalsza jego część.
Skąd w ogóle wziął się pomysł na tworzenie takich nagłówków?
Oczywiście, jak łatwo się domyślić, za wszystkim stoją amerykańscy naukowcy… znaczy się – copywriterzy. Taki styl pisania jest charakterystyczny zwłaszcza dla treści tworzonych w języku angielskim. O jego popularności może świadczyć choćby fakt, że doczekał się nawet własnej nazwy – PascalCase, która pierwotnie dotyczyła wyłącznie dziedziny związanej z programowaniem. Nagłówki z wielkich liter są również stosowane w prasie, książkach, jak i innych materiałach drukowanych.
Czy wielkie litery w nagłówkach to dobry pomysł?
W język angielskim – zakładam, że tak. Po polsku – nie, nie i jeszcze raz – NIE. Niestety, to co sprawdza się w jednych regionach globu, nijak ma się do tego, w jaki sposób takie treści postrzegane są u nas.
Otóż, w Polsce nagłówki pisane wielkimi literami są:
- Nienaturalne – nikt nie używa ich w codziennej, tradycyjnej komunikacji. Dlatego, jeśli spotykamy się z nimi “od czasu do czasu” – od razu wzbudzają ogromne podejrzenia i niepewność.
- Schematyczne – osoby, które je stosują, bezrefleksyjnie kopiują nie tylko formę przekazu, ale również same treści (w tym chociażby copywriterskie techniki).
- Charakterystyczne dla tekstów sprzedażowych i niestety – coraz częściej kojarzą się z internetowymi naciągaczami.
Dlaczego niektórzy stosują go także w Polsce?
Szczerze? Nie mam pojęcia. Aczkolwiek, mogę się domyślać, że powodów, przez które wielu “guru” sprzedaży decyduje się na taką formę przekazywania swoich myśli, jest co najmniej kilka.
- Po pierwsze – brakuje im podstawowej wiedzy na temat perswazji, psychologii, sprzedaży czy marketingu.
- Po drugie – robią to kompletnie bezmyślnie. Używają gotowych schematów, jednocześnie uważając, że to, co sprawdza się w “wielkiej” Ameryce, doskonale odnajdzie się również na naszym polskim poletku.
- Po trzecie – chcą być “trendy”, bo skoro tak robi się na zachodzie, to niby dlaczego ma nie zadziałać w Polsce. Otóż – nie zadziała!
Cenisz taki rodzaj contentu?
Dobre wieści są takie, że mam go dla Ciebie jeszcze więcej – bezpośrednio na moim blogu. A jeżeli potrzebujesz fachowego wsparcia przy tworzeniu treści, które naprawdę sprzedają – daj znać. W mojej copywriterskiej ofercie znajdziesz prawdopodobnie wszystko, czego potrzebujesz.
Jestem profesjonalnym copywriterem i marketingowcem “z krwi i kości”.
Pomagam właścicielom i managerom firm, marketerom, agencjom reklamowym oraz wszystkimi osobom, które chcą rozwijać biznes i zarabiać więcej.
Doradzam i tworzę dla nich teksty, które pomagają w komunikacji, budowaniu marek, pozycjonowaniu stron, a przede wszystkim zwiększaniu sprzedaży.