Ostatnio doszedłem do wniosku, że pieniądze (zdobywane za wszelką cenę) nie są najważniejsze. Z jednej strony czasem warto przystanąć na chwilę i odpuścić pewne tematy, aby zrobić miejsce na lepsze, bardziej ambitne projekty. Z drugiej natomiast pewne „wyluzowanie” i zrzeknięcie się części zarobków po prostu dobrze działa PRowo (o tym w dalszej części artykułu). Liczą się – profesjonalna obsługa i przyjacielskie relacje.
Nie biorę wszystkich zleceń
I mam tak już od dłuższego czasu. Zauważyłem, że odpuszczając mniej ambitne projekty (pisanie precli, opisów produktów, czy kiepskie teksty pod SEO), mam więcej siły na pisanie ciekawych i merytorycznych artykułów, interesujących tekstów na strony, a także zachęcających i angażujących newsletterów. Korzystają na tym obie strony:
Ja, bo jestem bardziej wypoczęty i skory do pisania lepszych tekstów.
Moi klienci, bo otrzymują dokładnie to, za co zapłacili (a czasami coś ekstra).
Daję coś od siebie
Nie trzymam się sztywno ustalonych ram. Jeśli klient zamawia (i płaci) za artykuł / wpis na 2000 znaków, a ja temat wyczepię dopiero np. w 2500 znakach – cena pozostaje bez zmian. Dlaczego tak robię? Po pierwsze, osoba zamawiająca usługę mogłaby się poczuć naciągana – że niby specjalnie napisałem więcej, aby więcej zarobić. Po drugie zaś zawsze daję z siebie 100%, na pierwszym miejscu stawiając jakość swojej pracy.
Inni działają podobnie
Kilkukrotnie już zdarzyło mi się doświadczyć podobnego działania ze strony innych firm. Niedawno zamawiałem jakieś fast foody na jednym z portali do tego służących. Dostawa miała potrwać około godziny. Niestety dowóz jedzenia wydłużył się do blisko dwóch. Możecie sobie wyobrazić, moją złość (połączoną z rosnącym głodem), gdy do domofonu zadzwonił dostawca. W myślach obiecałem sobie, że już nigdy nic od nich nie zamówię. Jednak szybko zmieniłem zdanie, za sprawą jednego prostego gestu – gratisowego napoju, który został mi wręczony w ramach przeprosin. Jak pewnie się domyślacie, to proste zagranie PRowe uczyniło mnie stałym klientem tej knajpy.
Drugi przykład do zakupy przez Internet. Jakiś czas temu postanowiłem sprezentować mojej małżonce zestaw do tatuażu (tak, miała zostać profesjonalną „tatuatorką” – niestety nie wyszło ;)). Sprzęt, który kupiłem był na próbę, więc nie liczyłem na nic z wyższej półki. Jednak nie sądziłem, że zepsuje się już po pierwszym użyciu. Nie czekając zbyt długo złożyłem reklamacje i wiecie co? W ramach rekompensaty moja żona dostała maszynkę o 2 klasy wyższą, niż ta za którą zapłaciłem. Kolejny raz zostałem „kupiony” przez sprzedającego.
Jaki z tego morał?
Nieraz warto zrezygnować z własnych korzyści finansowych i po prostu dać coś od siebie, aby druga strona (w tym przypadku klient) był w pełni usatysfakcjonowany. Nie ważne, czy jest to dobrze rozpatrzona reklamacja, jakiś gratis, czy po prostu rabat. Takie działanie zaprocentuje w przyszłości.
Jestem profesjonalnym copywriterem i marketingowcem “z krwi i kości”.
Pomagam właścicielom i managerom firm, marketerom, agencjom reklamowym oraz wszystkimi osobom, które chcą rozwijać biznes i zarabiać więcej.
Doradzam i tworzę dla nich teksty, które pomagają w komunikacji, budowaniu marek, pozycjonowaniu stron, a przede wszystkim zwiększaniu sprzedaży.